Kilkadziesiąt
lat temu pewnie sam Wilkoń nie przypuszczał, że to właśnie on w XXI w. będzie opowiadał o polskiej szkole ilustracji i postaciach z nią związanych.
Większości tych artystów już nie ma, a już z pewnością mało kto jest taki jak
Wilkoń – wciąż tworzy i wciąż jest (szczerze!) lubiany.
Opowieści Wilkonia
o tamtych czasach można było już przeczytać np. w serii wywiadów „Ten łokieć źle się zgina”, czy też przede wszystkim w „Szczęśliwych przypadkach JózefaWilkonia”. Tym razem Wilkoń opowiada jednak nie o sobie, ale przede wszystkim o
innych artystach, choć przez pryzmat własnych z nimi kontaktów, stąd np. o A. Boratyńskim
przeczytamy więcej, a np. o H. Matuszewskiej mniej. Nie jest to encyklopedia,
nie dowiemy się, kiedy ktoś się urodził i kiedy umarł, zresztą to wszystko można znaleźc w internecie. Wilkoń stara się opisać jaki ktoś był jako człowiek, czy
wesoły, smutny, elegancki, towarzyski itd. Dobrze się tą książkę czyta, bo
choć z pewnością nie dowiadujemy się o danym artyście wszystkiego, to jednak razem z
prezentowaną obok ilustracją można wyrobić sobie o nim jakieś zdanie. I
tak w książce poczytamy o J.Heintze, E.Salamon, A.Strumiłło, W.Majchrzaku, M.Mackiewicz,
D.Mrozie, G.Rechowiczu, J.Czerniawskim, F.Starowieyskim i wielu innych.
Przyjemny jest ten świat Wilkonia, przesycony sztuką, która nadaje wszystkiemu
sens. Widać, że Wilkoń jako człowiek i artysta czuje się spełniony i doceniony.
Największe wrażenie
robią jednak w książce ilustracje – spory kawał dobrej jakości polskiej sztuki
– dzięki czemu i opowieści o artystach są jakieś inne, pełniejsze.
W zasadzie
jest to książka na raz (a nawet na jeden wieczór), jednak z powodu ilustracji można do niej wracać wielokrotnie, gdyż jest to mały album ze sztuką – sztuką ilustracji.
Alfabet
Wilkonia
J.Górski
CzystyWarsztat 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz