The fight lives on
Juan Belmonte był znanym matadorem. Na uwagę zasługuje tym bardziej, że jak dowiadujemy sie z noty na końcu książki, Belmonte wykonywał swój zawód pomimo nieśmiałego charakteru i braku pewności siebie. Co więcej, z czasem stał się odważnym człowiekiem, który mimo zniekształconych nóg stworzył nowy styl walki z bykami. Po latach życia pełną piersią (kobiety, wino i śpiew) lekarz nakazał mu diametralną zmianę stylu życia, ale Belmonte nie potrafił się na to zgodzić.
No i cóż, „The
lonely matador” to rodzaj symulacji, co by było gdyby matador dożył jednak
emerytury. I tak, w poniedziałek dostaje oferty jak wygodnie spędzić jesień życia, we
wtorek zaopatruje się w steki, w środę ćwiczy na siłowni, w czwartek ogląda tv,
itd. A wszystko w ciszy (w komiksie nie ma słów), bo matador mieszka samotnie (ma
psa). Dopiero sobota jest inna, bo w sobotę okazuje się, że mimo wszystko „The fight lives on”, czyli matador wciąż żyje wspomnieniami swoich licznych potyczek, a może nawet walczy dalej, dopóki życie trwa.
Komiksowa
historia jest trochę nietypowa, choć razej nie skłania do głębszych przemyśleń. Na podstawie krótkiej noty biograficznej trudno powiedzieć, dlaczego Belmonte, choć całe życie walczył, na końcu jednak się
poddał. Tydzień z życia emeryta też nie jest jakoś szczególny (choć z pewnością
dobrze narysowany). Być może kluczowe jest wieloznaczne przesłanie z soboty –
The fight lives on.; także na emeryturze, a może zwłaszcza wtedy. Gdy już zgasną
światła, a jedyny byk to pies obok z przyklejonymi rogami.
The lonely matador
J.Wright
Centrala 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz