Naprawa złamanych serc
Aurora to inaczej Jutrzenka - świt, szczególna pora kiedy nie ma już nocy,
a dzień ma się dopiero zacząć. Książkowa Aurora, pośrednik między nocą i dniem, ma bardzo ważny zawód – leczy złamane serca, które by prawidłowo się zrosnąć
potrzebują dużo CZASU, troski, czasem odpoczynku, bliskości lub zachwytu. Aurora jednak pewnego
dnia ze smutkiem zauważa, że ludzie już nie mają czasu, by dbać o swe
złamane serca, w pośpiechu sklejają je byle jak i potem nie potrafią już
kochać. Z braku klientów Aurora postanawia zamknąć swój zakład, choć na
szczęście pewnego dnia w progu pracowni staje ktoś, kogo jej tak naprawdę brakuje
– Nadzieja.
„Poradnia Aurory” to szczególna książka. Nie ma tu
specjalnie akcji ani punktów zwrotnych, to gdzieś pomiędzy stronami snuje
się opowieść o złamanych sercach i o tym, że (i jak) można je naprawić.
To w gruncie rzeczy trochę tajemnica, jak się naprawia złamane serce. Jedni
rzucają się w wir pracy/aktywności, byle tylko nie czuć i jak najszybciej zapomnieć.
Jednak „Pracownia Aurory” sugeruje, że żeby serce właściwie się zrosło,
przydaje się osoba, która we właściwym momencie poda krople troski, zaparzy
herbatę z akceptacji, posmaruje emulsją współczucia. Wtedy w miejscu sklejenia
serce zrasta się mocniejsze i wciąż zdolne do kochania.
Z jednej strony trochę szkoda, że w „Pracowni Aurory” nie rozgrywa się
jakaś dramatyczna akcja, oprócz może dylematów głównej bohaterki, której serce,
jak się okazuje, też nie było w najlepszej kondycji. Sklejanie serca to jednak proces
niewidoczny, który odbywa się gdzieś pomiędzy herbatą z przyjacielem, a
spacerem po lesie i przytuleniem do bliskiej osoby. Dopiero po czasie widać, że
serce ma się już lepiej, rany się zabliźniły i wróciła radość.
Warto zwrócić też uwagę na przytłumione, ciemne kolory tej książki. Tak musi być, bo przecież złamane serce przebywa w ciemności. Czeka na świt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz